Poczucie bezpieczeństwa gwarantują przechowywane w torebce skarby.
Portfel. Zamknął w swoim wnętrzu naszą tożsamość. Mały plastikowy kartonik, z miniaturową fotografią właściciela, otwiera urzędowe drzwi współczesnego świata. Podróżujesz po Europie, a bramki lotnisk, dworców kolejowych stoją przed tobą otworem. Dowód osobisty – kompendium wiedzy o właścicielu. Nasz identyfikator. Każdy jego skan pozostawi po tobie ślad: gdzie byłeś, kiedy i z kim byłeś, co robiłeś. Twój cień. Elektroniczny kod.
Inny talizman to karta bankomatowa.
Robisz zakupy, płacisz plastikiem i nie martwisz się o nic: czy starczy kasy, ile zostanie reszty. Nie musisz myśleć, robi to program komputera. Bankomaty europejskich miast wciągają kartonik i bez namysłu wypłacają, w zależności od twoich decyzji, wskazaną kwotę eurasów, funciaków czy złotówek. Ten mały blankiecik daje szczęście. Twoje zabezpieczenie finansowe.
W moim portfelu jest jeszcze, a raczej był, dowód upoważniający do jazdy samochodem. Rzadko okazuję go stróżom prawa, ale posiadanie prawka zapewnia pełny komfort podróżowania.
Dowód osobisty, karta bankomatowa i prawo jazdy – trzy najważniejsze rzeczy w moim portfelu. Nigdy nie zastanawiałam się, jak bardzo ważne są w naszym życiu. Do czasu. Do czasu…, kiedy boleśnie odczułam brak porfela w torebce.
Wypoczynek nad wodą, uśpiona czujność. Nagły podmuch wiatru, niekorzystny splot wydarzeń i portfel – a w nim zamknięta na metalowy zatrzask moja tożsamość – ląduje na dnie solińskiego jeziora.
Jak czuje się kobieta, która wraca z pustą torebkę? Podle. Bardzo podle.
Solińskie wody zabrały mi przedmioty ważne i cenne, a to wymusiło pewne refleksje.
Rzeczy materialne są tylko w naszym użytkowaniu, w każdej chwili ich właścicielem może stać się ktoś inny – w moim przypadku świat podwodnej aglomeracji. Jakieś nimfy, rusałki, syreny czy inne wodne czarodziejki przeglądają MÓJ portfel, liczą MOJĄ kasę, bawią się MOIM telefonem, filmują MOIM! aparatem swój świat. Och, aparatu żal mi najbardziej. Od pewnego czasu szedł razem ze mną przez życie i pozostawiał trwały ślad przebytej drogi.
Inna ważna refleksja, która może przydać się każdemu: Naucz się na pamięć swój PESEL!
Gdyby nie wcześniejsze pobyty w szpitalach, gdzie prawie każdego dnia proszono o PESEL, te identyfikujące mnie cyfry nigdy nie siedziałyby w mojej głowie. Dzięki ich znajomości załatwianie spraw związanych z odzyskaniem tożsamości jest prostsze. Podajesz swój numer PESEL
i powracasz do systemu.
Ciesz się z rzeczy błahych, pielęgnuj wspomnienia – tego nie zabierze nikt – i PESEL miej
w głowie!
Dorota Salamon