A Ty – moja Mała Ojczyzno – Frysztaku, moja rodzinna wiosko,
ongiś miasteczko (a nie marzę, by w miasto prawdziwe wyrosło),
pozostań – jak jesteś, na Księżej Górce, takie podkarpackie, boże,
w dziecięcą pamięć wpisane… bo przyznaję, że o twój los się trwożę,
byś przez ludzką zachłanność nie wybujało kiedyś ponad miarę,
zatracając poczciwość swoich Ojców, ich serc dobroć i ufność, i wiarę.
Nie. Ja do lamp naftowych, do izb z klepiskiem nie chcę powrotów,
że Cię jutro piękniejszym zastanę – przyjąć wszak jestem gotów
i tylko gdzieś z głębi pamięci – taka stara „fotograficzna klisza”:
idącego tą szosą dawniej – tu polne wierzby witały przybysza,
zaś gdzie teraz uliczka „Schodki” zbiegało się na łeb, na szyję,
a z dołu – zagroda, wiatrak i pastwiska strome, bezużyteczne, niczyje.
Gdzie teraz stadion, basen – orne pola złocone żytem, orkiszem,
tam dalej – szum Wisłoka; nocą, we śnie całkiem wyraźnie go słyszę,
most, ale chłopskie furki omijały go często, jeżdżono brodem,
chyba że rzeka wezbrała groźnie, mieszkańcom doliny na szkodę.
W kościele – witraże, posadzka z kolorowych, ceramicznych płytek,
w rynku – studnia na korby, taki pewnie jeszcze poaustriacki zabytek,
przykościelne lipy, które ścięto, nowe domy, większe i mniejsze zmiany.
Wyliczyć je – trud daremny, na mojej kliszy ich ślad źle wywołany,
a w dodatku ludzka pamięć zawodna – to taki kiepski utrwalacz
i w tamte miejsca – nawet zakochanemu powrócić już nie pozwala…
Autorem zamieszczonego we wpisie wiersza „Stara klisza” jest Pan Adam Żuchowski, który w jednym z wierszy pisze o sobie: ja – frysztacki, wojenny wygnaniec.
Na moim biurku leżą tomiki Jego poezji. Wzruszam się mocno podczas ich czytania, ale nie brak i wierszy, które wywołują uśmiech. Z jakiego powodu? – to w innym wpisie.
Większość wierszy to sentymentalny powrót do naszej Małej Ojczyzny, to odtworzone
w pamięci i utrwalone na białej kartce frysztackie krajobrazy. Gdzieś na szczecińskiej ulicy,
w zaciszu domowej izdebki Pan Adam Żuchowski tęskni za tym, co dla nas tak oczywiste, naturalne, banalne, proste…
Zdjęcia i wpis: Dorota Salamon