Ken Kanfield porównuje bycie rodzicem do maratonu, którego metę wyznacza nasze ostatnie tchnienie. Każdego dnia towarzyszymy naszym dzieciom w ich wzlotach i upadkach, nie możemy sobie pozwolić na obojętność, na bierne stanie z boku i pozostawienie dzieci samych sobie. Na różnych etapach życia naszych dzieci przeżywamy razem z nimi ich radości, ale także boli nas, gdy zboczą z drogi naszego wspólnego maratonu. Bywa, że popadają w różnego rodzaju uzależnienia, zamykają się w sobie, jednym słowem oddalają się. Serce wtedy krwawi, lecz czasem trzeba pozwolić im odejść, doświadczyć na własnej skórze trudów istnienia, a nasza pomoc wtedy, to tylko modlitwa.
Ale przychodzi też czas, kiedy trzeba się ucieszyć z sukcesów i poczuć iskrę satysfakcji. Mimo, iż etapy maratonu są bardzo trudne, nasze dzieci pokonują swoje słabości i osiągają szczyt swoich możliwości. Oto dziecko, które miało poważne problemy, by zaistnieć w normalnej szkole, które kwalifikowały go do szkoły specjalnej, dzięki uporowi i ogromnej pracy przystępuje do matury. To jest wynagrodzenie dla rodzica, który czasem musiał nieść je na swoich ramionach, bo samo nie dawało sobie rady. Czasem dziecko mówi pierwsze słowo w wieku 5 lat, bo choroba, bo ma głęboką niepełnosprawność, ale jaka wtedy radość dla rodziców, nieoceniona wręcz.
Trzeba się cieszyć i być wdzięcznym za każdy najmniejszy nawet sukces, a kiedy przychodzi porażka, umieć przyjąć ją z pokorą. Nikt nie daje instrukcji jak być nieomylnym, ale jedno jest pewne – trzeba dużo siły i wyrzeczeń, by być rodzicem.
To rodzic jest pierwszym nauczycielem, lekarzem, terapeutą swojego dziecka, a potem stara się być przyjacielem dorosłego człowieka. Rodzicielski maraton, to trudne wyzwanie, ale ważne jest, by nie poddawać się i trwać przy naszych dzieciach.
Grażyna Bysiewicz