Szkoła średnia zrodziła pasję do kwiatów.
- Zostać kwiaciarką i sprzedawać kwiaty – takie było moje marzenie. Po skończonych lekcjach stawałam przed szklaną witryną rzeszowskiej kwiaciarni i podziwiałam kwietne układanki pań florystek. Był socjalizm, wszędobylska szarzyzna panoszyła się w każdym sklepie, królowała na ulicy i tylko kolorowe kwiaty: róże, goździki, gerbery ożywiały rzeczywistość, emanowały pięknem, które wtedy w przestrzeni publicznej, było towarem deficytowym.
Marzenia o kwiatowym biznesie zwiędły jednak tak szybko jak cięte kwiaty w wazonie.
Zmienił się system, zmieniły się marzenia – aczkolwiek do dzisiejszego dnia przechodząc obok kwiaciarni zwalniam krok i podziwiam bogatą ofertę światowych hodowców kwiatów. Sklepy zapełniły się towarem. I wtedy zrodziła się pasja obuwnicza. Nie ma chyba takiej kobiety, która mając pełną szafę butów, nie rozgląda się za nowymi butami.
Moje marzenie było nietypowe, takie z górnej półki. Wejść do markowego salonu i nie patrząc na cenę wybrać buty, które wpadłyby mi w oko. Każdy zakup kończy się jednak przy kasie. Obawiając się zawału serca po usłyszeniu kwoty, jaką płaci się za takie fanaberie, marzenie nie zostało odfajkowane w dziale „Realizacja”.
Naraz słyszę piosenkę „Ech mała”, w której królowa polskiej piosenki Maryla Rodowicz celnie i z odrobiną humoru puentuje nasze ograniczenia wynikające nie tylko z ekonomii:
Ech mała, nie szalej
Bo masz 16 lat
Za wcześnie na bale
Na kluby przyjdzie czas (…)
Ech mała, nie szalej
Bo masz 50 lat
Za późno na bale
Co miał to dał ci świat (…)
Ech mała, poszalej
Masz 80 lat
Coś zapal i nalej
Tak mało dał ci świat (…)
Piosenka „Ech mała”
Będąc w przedziale wiekowym – tak między drugą a trzecią zwrotką refrenu - pomyślałam:
- Ach, mała, już teraz zaszalej – i postanowiłam spełnić życiowe marzenie. Kupiłam, a raczej kupiliśmy….
Teleskop, aby obserwować to wszystko, co dzieje się nad naszymi głowami.
Od najmłodszych lat lubię spoglądać w niebo. Godzinami mogę patrzeć w gwiazdy, tajemnicza Droga Mleczna rozpala moją wyobraźnię, a Księżyc, który zagląda do mojego życia oferując blask odbitych promieni słonecznych, rozbudza ciekawość i zmusza do sentymentalnych podróży w czasie i przestrzeni.
Widząc przez okular lornetki i teleskopu jego twarz pokrytą zmarszczkami kraterów, bruzdami mórz księżycowych częściowo spełniłam swoje marzenie. Częściowo, bo obserwacje nieba dopiero przed nami. I tu muszę podziękować marzycielowi i pasjonacie, wielkiemu uczonemu Galileuszowi, który teleskop wynalazł.
Galileusz (1564–1642) jako pierwszy popatrzył w niebo „uzbrojonym” okiem.
11 lutego 1633 roku Galileusz przybył do Rzymu, aby stanąć przed trybunałem inkwizycyjnym i wyrzec się głoszonych poglądów do których doszedł dzięki wynalezieniu teleskopu. Skonstruował prosty układ soczewek i zainstalował je na końcach rury. Rurę – pierwowzór teleskopu, skierował w niebo i zobaczył kratery na księżycu oraz księżyce Jowisza. Zobaczył, że krążą one wokół tej planety niczym planety krążące wokół Słońca i utwierdził się w przekonaniu, że teoria Mikołaja Kopernika jest słuszna.
* Stojąc przed trybunałem inkwizycyjnym, aby ocalić swoje życie, publicznie zaprzeczył, że Ziemia krąży wokół Słońca. Wstając z kolan wypowiedział szeptem: Eppur si muove – A jednak się kręci!
Dorota Salamon