Pewnego jesiennego popołudnia odwiedziła mnie Gosia dźwigając kopiaty kosz przepięknych borowików. Widząc urocze okazy grzybów straciłam głowę – zapomniałam ubrać kapelusz.
Kapelusz towarzyszył mi każdego dnia od 7 miesięcy. Zakrywał moją głowę w dzień i w noc. Mało istotna wydałoby się rzecz –włosy – jednakże gdy ich nie ma, patrzysz w lustro i nie poznajesz własnego odbicia. Popadasz w kompleksy, źle się czujesz. Każdy, kto przeszedł chemioterapię doświadczył tego przykrego uczucia. Gosia stała się pierwszą recenzentką mojej nowej fryzury, ba, fryzura to określenie na wyrost. Włosy mające długość 1 cm, nie układają się w żadną fryzurę, ale najważniejsze że są. Jak doświadczony dyplomata pytania o wygląd pozostawiała bez odpowiedzi, ale uśmiech nie znikał jej z twarzy.
Grzyby były piękne. Po opróżnieniu kosz nie pozostał jednak pusty – powędrowały do niego: mój strach, obawy, lęki i niepokoje.
Od wizyty Gosi niepotrzebny mi kapelusz i peruka.
Dorota S.