Są filmy, których oglądniecie wiąże się z ryzykiem, że bohaterowie będą szli z nami przez życie. Ich losy będą powracać w najmniej oczekiwanych momentach, zmuszając do rozmyślań nad nieskończonością lub skończonością wszechświata. „Gwiazd naszych wina” jest właśnie takim filmem.
Film zaczyna się trochę niemrawo, pompatycznie, by po jakimś czasie za sprawą niezwykłej gry młodych aktorów, zabawnych, pełnych mądrości dialogów i scen zmusić widza do głębszych refleksji. I tyle o filmie.
Film powstał na bazie powieści Johna Grena pod tym samym tytułem. Zauroczona filmem pokusiłam się na zakup książki. Jestem bogatsza o doznania filmowe i przeżycia czytelnicze. Powieść została wzorowo zekranizowana i moje odczucia są takie, że film jest lepszy od książki. W sam raz na walentynkowy wieczór.
Dorota Salamon