Po obejrzeniu filmu „Lista Schindlera” zrodziła się potrzeba odwiedzenia Muzeum Historycznego Miasta Krakowa mieszczącego się w byłej fabryce Oskara Schindlera, bohatera filmu.
Współczesne muzea funkcjonują na zasadzie: zobaczyć, poczuć, dotknąć, usłyszeć.
To Muzeum jest szczególne i warto go odwiedzić. Zamykając za sobą drzwi z napisem „wyjście” obrazy, emocje, dźwięki wędrują z tobą dalej i dalej. W głowie rodzi się przekonanie, że miarą wartości człowieka nie jest narodowość, pozycja społeczna, wyznawana religia, ale decyzje, które podejmując w zaciszu swojego serca rzutują – wpływają na innych. Możesz powiedzieć: Takie warunki, taki system, ale możesz w niesprzyjających warunkach, w totalitarnym systemie pozostać człowiekiem.
Oskar Schindler był niemieckim biznesmenem, jego kolegami byli oprawcy odpowiedzialni za koszmar wojny. Uratował 1 200 Żydów przed śmiercią w komorze gazowej. Lista Schindlera to inaczej Lista Życia. Zawierała nazwiska żydowskich pracowników wraz z rodzinami, których Schindler pragnął ocalić od śmierci. I ocalił.
Nieprawdopodobnie wręcz brzmią słowa z usta ocalałych, że w fabryce była godzinna przerwa na ciepły posiłek fundowany przez Schindlera, lekarz udzielał pomocy każdemu, a wsiadając do podstawionych pociągów otrzymali na drogę bochenek chleba, konserwy i wodę.
Jak głosi indiańska legenda w lesie wybuchł pożar. Przerażone zwierzęta przyczaiły się, bezsilnie obserwując pożogę. Jedynie mały koliber uwijał się przynosząc w dziobku po kilka kropli wody, by wylać je na płomienie. Po jakimś czasie zniecierpliwiony tą bezowocną krzątaniną pancernik powiedział do niego:
- Kolibrze! Czyś ty oszalał? Przecież tych kilka kropel nie zdoła ugasić ognia!
- Wiem – odrzekł koliber – ale przynajmniej robię to, co do mnie należy!
Tekst i zdjęcia: Dorota Salamon