Piątek, 12.10.18 r.
Dziś wyruszamy w Beskidy. Bezchmurne niebo, ciepłe promienie słońca, koloryt jesiennych drzew i szelest liści pod butami – taką ofertę trzeba wykorzystać na maksa.
Tuż przed wyjazdem otrzymujemy informację od naszej córki:
- Wpadnijcie jutro do Chyrowej. Jestem wolontariuszką podczas biegu górskiego Łemkowyna Ultra – Trail.
Dla nas ważniejsze jest jednak dziś. Wiadomość ląduje na dnie naszego zamyślenia.
Urokliwy Folusz wita nas żółcią i czerwienią jesiennych drzew. Trasa marszu liczy ponad 20 km i jest przepiękna. Przyroda oferuje człowiekowi najpiękniejsze obrazy, wystarczy zajrzeć w jej wnętrze. Święty Franciszek z przydrożnej kapliczki spogląda na otrzymane od turystów dary: jędrnego, mimo suszy rydza, prawdziwka-miniaturkę i buczynową gałązkę oklejoną jesiennymi liśćmi.
Wędrujemy i oto niespodziewanie wkraczamy na trasę biegu, o którym rano usłyszeliśmy. Szlak pięknie oznakowany. Zwisające z gałęzi szarfy znaczą drogę i informują o tym niezwykłym sportowym wydarzeniu. Zaczepiony odblask da światło biegnącemu w nocy zawodnikowi. Jutro tymi ścieżkami pobiegną tytani biegowego świata. Najmocniejsi wyruszą o północy z Krynicy i po przebiegnięciu 150 km zameldują się na mecie w Komańczy. Inni zmierzą się z dystansem 100 lub 70 kilometrów, co dla nas jest nie do wyobrażenia.
Ludzie ze stali – tak nazywamy ich w naszej dyskusji.
Zgarniamy wszystko, co daje szczęście: szelest opadłych liści, szum malutkiego strumyka, trzy rydze dla grzybiarza, pogawędkę z wędrowcem mijanym na szlaku, ciszę i koloryt lasu, zapach malinowej herbaty, smak drożdżówki z jabłkiem, krople potu na plecach i radość z dotarcia do celu.
Opis szlaku: Tutaj
14.10.18 r.: Zwycięzcą biegu na 150 km został Artur Jędrych, który na przebiegnięcie trasy z Krynicy do Komańczy potrzebował 17 godz. 2 min i 44 sek.
Tekst i zdjęcia: Dorota Salamon