Kilka dni temu przeczytałam smutną wiadomość, że człowiek, który „oszukał” medycynę i znalazł dodatkowe lekarstwo na raka pod nazwą „OPTYMIZM”, jest ciężko chory.
Ks. Jan Kaczkowski, bo o nim mowa, ma 38 lat. Jest doktorem teologii moralnej i bioetykiem, twórcą puckiego hospicjum i domowego hospicjum dla dzieci. Od urodzenia boryka się z lewostronnym niedowładem i dużą wadą wzroku. Ma zdiagnozowany nowotwór nerki i glejaka mózgu czwartego stopnia, co z medycznego punktu oznacza 14 miesięcy życia. Nasz bohater zburzył medyczne statystyki i od diagnozy żyje już 4 lata.
To dzięki niemu sięgnęłam po książkę „Człowiek w poszukiwaniu sensu” i odkryłam mało znany nurt w psychologii, który nazywa się logoterapia.
Logoterapia polega na tym, aby w danej, konkretnej, czasami bardzo trudnej, traumatycznej sytuacji dostrzec sens (logos), sedno sprawy. Ci, którzy potrafią to zrobić, lepiej radzą sobie w życiu i mają większą szansę na normalne funkcjonowanie w środowisku.
Logoterapia radzi, aby zaakceptować, czasami toksyczną, beznadziejną sytuację, z której po ludzku rzecz ujmując, nie ma dobrego i sensownego rozwiązania na tym świecie.
Autor logoterapii Viktor E. Frankl swoim życiem udowodnił, że ten sposób patrzenia na świat jest najlepszy.
Jest rok 1940. Viktor E.Frankl wysiada z pociągu na rampie kolejowej w Oświęcimiu. Ma przy sobie małą walizkę, a w niej rzecz najcenniejszą: rękopis książki medycznej – dorobek całego naukowego życia. Parę poprawek i książka trafi do druku. Kosztowała sporo pracy i wyrzeczeń, ale bez wątpienia będzie bestselerem.
Esesman otwiera walizkę. Rękopis wielkiego dzieła wędruje na stertę odebranych więźniom rzeczy. Przed młodym lekarzem – naukowcem świat zatrzymuje się w miejscu. Po paru dniach odkrywa smutną prawdę, że trafił do obozu koncentracyjnego, z którego nie ma ratunku. Rozumieją to inni więźniowie. Rano z trudem wstają z posłania, idą do pracy i przeżywają dzień, jeden, drugi… Ci, dla których życie straciło sens, patrzą beznamiętnie przed siebie i oni praktycznie już nie żyją.
Nasz bohater, lekarz psychiatra, też popada w marazm i apatię, ale postanawia nadać swojemu życiu jakiś sens. Postanawia odtworzyć – napisać jeszcze raz książkę, którą esesman z pogardą rzucił na stertę zarekwirowanych przedmiotów.
To staje się sensem jego obozowego życia. Ma cel: wykonuje morderczą pracę, a w pamięci odtwarza medyczne zapiski poczynione kiedyś na białych kartkach papieru. Wieczorem, kiedy wszyscy zapadają w upragniony sen, wygrzebuje z zakamarków zdobyte kawałki tektury, płótna a nawet liście i zapisuje to, co udało mu się w ciągu dnia odtworzyć w pamięci. Pisze na nowo swoją książkę.
Kiedy po latach odzyskuje wolność, okazuje się, że obóz przetrwali nie ci silni, zdrowi i mocni fizycznie koledzy, ale ci, którzy mieli jakiś cel, sens życia: więzień, który pragnął zobaczyć mające przyjść na świat dziecko, kolega, który zostawił chorą żonę i powtarzał sobie, że musi przeżyć, bo jest jej potrzebny, ojciec wielodzietnej rodziny. Pracując jako lekarz na oddziale zakaźnym, widział jak śmiercionośny zarazek tyfusu dziesiątkuje więźniów, zabijając niejednokrotnie mocnych fizycznie, a oszczędzając tych, w których tliła się NADZIEJA i którzy nie przestali marzyć.
Wcielanie w życie założeń logoterapii wygląda tak:
Ks. Jan Kaczkowski: Ale jak zachorowałem, to myślałem, że wszystko się skończyło. A tu wszystko się zaczęło. Smakowanie życia, poznawanie nowych ludzi, wiele podróży. I skończył się głupi ludzki strach, przed tym, że mnie odwołają ze stanowiska, że nie dam rady, że będę oceniany.
Ks. Janowi życzę dużo zdrowia. Swoją postawą wobec choroby zmienił również moje życie.
Dorota Salamon
Zdjęcia ks. Jana Kaczkowskiego nie są mojego autorstwa, zaczerpnęłam je z internetu.