Jeśli jesteś człowiekiem, to żyją w Tobie historie. Oddychają Twoimi płucami, buzują w mózgu, patrzą Twoimi oczami. Świat tworzą bajki opowiadane w dzieciństwie, opowieści przekazywane w szkole, legendy znajdowane w książkach. Piszemy swoje historie, dzielimy się nimi z innymi i współtworzymy cudze. Myślę, że każdy z nas składa się z opowieści. Czym byłbyś bez swojej historii?
Historie. Niektóre starzeją się i umierają, jak mitologia słowiańska czy religia Azteków. Historie są trochę pasożytnicze – bez nosiciela umierają. Dlatego warto dbać o legendy i dzielić się z innymi swoimi historiami.
Poniższa historia podobno wydarzyła się naprawdę. Pięknie opisała ją jedna z mieszkanek naszej gminy. Możesz w nią uwierzyć lub… nie. Góra Chełm owiana jest wieloma tajemniczymi opowieściami….
„Mieszkam pod górą Chełm, a właściwie u jej podnóża. Jeszcze kilka lat temu widziałam ją z okien mojego domu, ale teraz wyrósł mi las modrzewiowy zasadzony przez sąsiada. Mimo że mieszkam blisko góry, bywałam tam bardzo rzadko. Pierwszy raz byłam w dzieciństwie ze starszą siostrą, a dziesięć lat temu ze swoją córką i jeszcze dwoma osobami: znajomą mojej córki – Ireną i jej nastoletnią córką Pauliną.
W domu rodzinnym legendę o królu węży opowiadała mi moja mama, która pochodziła z rejonu jasielskiego. Jako dziecko niewiele z tego rozumiałam. Opowiadała też o kościele, który zapadł się pod ziemię, gdyż podczas mszy św. ludzie bili się i przeklinali. Mama znała tę opowieść od swoich rodziców. W Wielką Niedzielę ludzie o wschodzie nadsłuchiwali dzwonów z góry Chełm, bijących na Rezurekcję, niektórzy podobno słyszeli podziemny głos dzwonu.
Wracając to teraźniejszości chciałam opowiedzieć o starej lipie, bo sama i jeszcze trzy towarzyszące mi osoby czuły i słyszały co ja.
Był to na wakacjach. W piękną słoneczną niedzielę przyjechała znajoma od Krosna wraz ze swoją córką. Chciały pojechać na Chełm do kapliczki, postanowiłam więc pojechać z nimi. Samochód zostawiłyśmy pod górą, resztę drogi pokonałyśmy pieszo. Idąc pod górę opowiadałam Irenie legendę, aby nakreślić magię tego miejsca. Doszłyśmy do tablic informacyjnych, bo jest to szlak turystyczny bardzo dobrze oznakowany. Dziewczyny zatrzymały się czytając informacje, ja wyprzedziłam je i jako pierwsza dotarłam do lipy. Nie zapomnę, co usłyszałam. Lipa spała chrapiąc ludzkim głosem, był to spokojny sen, a po przyłożeniu dłoni do pnia czuło się energię życia, odczuwało się spokój. Dotarły pozostałe uczestniczki naszej wyprawy i doznały tego, co ja. Mówiłyśmy do siebie: lipa śpi, a drżenie przy dotyku było bardzo wyczuwalne. Po kilku chwilach poszłyśmy do kapliczki. Po modlitwie postanowiłyśmy wrócić do lipy, bo coś nas do niej przyciągało. Niestety, to nadprzyrodzone zjawisko już się nie powtórzyło, ale wierzę w świętość tego drzewa, bo doświadczyłam tego osobiście, a wraz ze mną koleżanki, które mi towarzyszyły.
W ostatnich latach byłam na Chełmie jeszcze dwa razy jako pielgrzym. Uczestniczyłam we mszy św., podziwiałam piękno przyrody tej tajemniczej góry”.
Relację udostępniła i opatrzyła zdjęciami z domowego archiwum: Dorota Salamon