Były wakacje 2016 roku. Od dłuższego już czasu zacząłem interesować się historią kamieniołomów z rejonu Cieszyny i Stępiny, które jeszcze z dzieciństwa pamiętałem jako dalekie wtedy tajemnicze grzmoty i dudnienia, a które rodzice tłumaczyli mi, że to w Cieszynie kamienie tłuką.
Wiele lat później pisząc o różańskich wiatrakach temat kamieniołomów naturalnie odżył, bo w każdym młynie wiatrowym musiały być kamienie do mielenia, a skąd je brano?
I tak postanowiłem wyjaśnić to, gdyż potocznie wszystkie kamienie były z Cieszyny, ale jak się okazało nie tylko tam „dobywano” kamień, a tym bardziej żarnowy.
Wpierw polecono mi pana Kazimierza Obrockiego, który bardzo miło mnie przyjął i chętnie udzielił różnych informacji. Ale zdecydowanie stwierdził, że trzeba pójść do sąsiada Jaśka Sobola bo on najstarszy tu i w kamieniołomach robił całe życie.
Jak stwierdził, tak zrobiliśmy i poszliśmy w „odwiedziny”. Zostałem „wprowadzony” i wstępnie pan Kazimierz objaśnił o co chodzi. I tu zaczęło się coś niesamowitego.
Na zadawane przeze mnie pytania Jan miał odpowiedzi, a dokładnie całe historie i wywody. Słysząc to Kazimierz stwierdził, że już jest niepotrzebny i zostałem sam z moim nowo poznanym rozmówcą.
Poczułem się jak w raju mogąc na żywo wysłuchać całej historii kamieniołomów w Cieszynie i w okolicach. Okazało się bowiem, że dziadek Jana, Michał Sobol został tu ściągnięty przez właścicieli kamieniołomów, a dokładnie dzierżawcę żyda Wernera. Wtedy moja ogólna wiedza o kamieniołomach była mała i tylko dotykałem tematu operując kilkoma nazwiskami czy faktami.
Przede wszystkim nurtował mnie pewien napis jaki kiedyś odnalazłem na zapomnianym rusińskim, czy jak kto woli ukraińskim cmentarzu w Bonarówce koło Żyznowa.
Na jednym z nagrobków zobaczyłem sygnaturę Prian Frysztak. Kto to był ten Prian, że podpisywał swoje prace? Nazwisko zupełnie obce. Wystarczyło zapytać Janka, czy wie coś o Prianie? A tu pada odpowiedź pełna informacji o Włochu Pryjanie [tak potocznie wymawiali miejscowi to nazwisko, które żyjący znali już tylko z opowiadań], jego rodzinie i przyjaźni z ojcem Jana i jego stryjkami Janem i Piotrem. Nie za wiele musiałem pytać, bo przecież historia kamieniarstwa w okolicach Frysztaka to historia rodziny Sobolów sięgająca końca XIX wieku i trwająca do dziś, a właściwie na moich oczach kończąca się. Wystarczyło tylko słuchać i notować, bo ilość informacji przerosła mnie już za pierwszym razem. Jednak nauczony doświadczeniem w zbieraniu informacji źródłowych przekazywanych ustnie z zasady nie wierzę we wszystko co słyszę. Próbuję weryfikować, sprawdzać. I tak też było w tym przypadku. Po jakimś czasie znów zawitałem do pana Janka i jak mawiano „od nowa Polska Ludowa”… znów zacząłem pytać o to samo, ale w innym kontekście czy w inny sposób. Odpowiedzi były jednak te same, nie zawsze nazwiska padała w tej samej kolejności, coś na chwilę umykało z głowy Janka, ale za każdym razem wszystko miało sens i dowiadywałem się kolejnych historii. Jak wiedział, to od razu mówił, jak nie był pewny, zaznaczał to, ale nigdy nie zmyślał. To co sam przeżył pamiętał doskonale, co słyszał opowiadał, że tak słyszał, a jak nie potrafił odpowiedzieć to mówił wprost: „tego, to ja nie wiem”. Kolejne spotkania i kolejne nowe informacje, które usłyszałem. I to mnie najbardziej cieszyło. Wiedziałem już, że czym więcej pytań zadam tym więcej informacji mogę uzyskać. Uzyskane gdzie indziej suche nazwiska po zapodaniu do głowy Janka nabierały pełniejszego kształtu, a to kim ten ktoś był, gdzie mieszkał co robił. Z czasem przyzwyczaiłem się, że jak coś z okresu przedwojennego lub wojny to trzeba Janka zapytać. I nie były to już tylko historie kamieniarskie, a przeróżne ludzie sprawy. I to było normalne. Spotykaliśmy się też we frysztackim kościele, gdzie pan Jan gorliwie uczęszczał w niedziele na południową mszę. Nawet siarczyste mrozy nie były mu straszne, co tym bardziej budziło we mnie wielki szacunek i podziw. Ale to był rocznik 23-ci, dobry, jak to mawiają, dobrze przedwojenny.
I tu smutna refleksja z tą wiosną przyszła.
Czekałem na kolejny sezon spotkań z panem Jankiem, bo wiadome, że zimą starsi chcą do ciepła, do lata, bo wtedy wszystko łatwiej no i lżej, i cieplej bez ciężkich ubrań, lepiej się gada, bo tak ładnie słońce świeci. Czekały kolejne pytania i historie niedopowiedziane. Jednak stało się inaczej.
Smuto mi się zrobiło, gdy zbliżając się do bramy frysztackiego kościoła z daleka przeczytałem że odszedł Jan Sobol przeżywszy 95 lat. A przecież mieliśmy się jeszcze spotkać, żeby pogadać o świecie który już dawno odszedł, a był ożywał w czasie opowiadań pana Janka. Niestety spóźniłem się i nawet nie zdążyłem na jego ostatnią ziemską drogę. Jeden dzień…
Jednak z perspektywy patrząc, cieszę się z tego, że udało mi się Go spotkać i móc choć troche wejść w jego świat tak bogaty i interesujący, choć tak po części odległy już. Ale zbierając cząstki naszej lokalnej historii już nieco oswoiłem się, że czasami jest już za późno, że ludzie odchodzą, a z nimi historie które nie zawsze zostały wypowiedziane, a tym bardziej zapisane.
Zresztą nieco wcześniej odszedł też Pan Kazimierz Obrocki – miły rozmówca i wesoły człowiek, pan Piotr Winiarski odjechał ciuchcią i inni z którymi dane mi było przyjemnie spotkać się i pogadać o tym co już dawno było.
Pozostał zeszyt z notatkami, skany starych zdjęć i dokumentów jako trwałe ślady przegadanych godzin, poznanych ludzi. Pozostają wspomnienia i mądrość którą przekazywali Ci, którzy przeżyli naprawdę trudne czasy. A historia wciąż tworzy się i powoli my stajemy się jej elementami.
Gdy teraz spoglądam na kamienne mury frysztackiego kościoła, kamienne nagrobki na okolicznych cmentarzach nie są już dla mnie niemymi zimnymi głazami, lecz przemawiają historią ich wykuwania przez miejscowych kamieniarzy. I wdzięczny jestem panu Jankowi za te przegadane godziny, dni, za czas który razem spędziliśmy.
„a przydź pan jeszcze, to sobie pogadamy…” mawiał na pożegnanie.
Pan Jan Sobol z Cieszyny zmarł 27 marca 2019 roku.
Tekst i zdjęcia: Witold Grodzki
Pan Witold Grodzki jest społecznikiem, autorem wielu publikacji dotyczących naszej historii, jest też przewodnikiem PTTK. W zeszłym roku o Autorze usłyszała cała Polska, a nagranie chłodzących się żubrów w Sanie podbiło internet.